piątek, 3 kwietnia 2009

Słowa, słowa. słowa....

Odkopałam dziś niesamowitego bloga, co prawda, trochę opuszczony, ale pozostało tam mnóstwo frapujących wpisów do czytania: SŁOWO-TOKI

I od razu przypomniały mi się dwa słówka:

Pierwsze używane przez mojego kolegę z podstawówki - "śniadapki": urocze określenie kanapek na śniadanie (zwłaszcza drugie, czyli tych zapakowanych)

Drugie moje, kiedy byłam mała, zamiast "cmentarz" mówiłam "smętarz". Bo właśnie to mi się wydawało logiczne, bo to takie smętne miejsce, gdzie mnie zabierali dorośli i zawsze wtedy byli smutni i nie wolno było biegać...

3 komentarze:

BrakNicka pisze...

Heh... w moim repertuarze było m.in. stwierdzenie, że "chcę tą wesołną kartkę!" - mając na myśli ówczesny szczyt wypasu - kartkę urodzinową z wbudowaną pozytywką, grającą muzyczkę po otwarciu kartki :D.

Wredonika pisze...

"ser i poler" zamiast por i seler :) "wyborze" pomorze i wybrzeże w jednym ^^ ale to bardziej błędy. Teraz masę neologizmów tworzę ze względu na kota, najwazniejszym jest kotość: miłosć do kota :D

Olga Cecylia pisze...

"Smętarz" (ang. sematary) to twór językowy Kinga. Równolegle wam wyszło.

Ze mną Mama bawiła się w tworzenie nieistniejących wyrazów i dorabianie do nich definicji. Tak powstała kuciumaga (łagodne wyzwisko) i szkremitwa (wszystkie małe zwierzątka pływające typu nartniki).